niedziela, 15 grudnia 2013

Nie recenzja - Aneta Jadowska

Ostatni nadmiar wolnego czasu pozytywnie wpłynął na sprawę nadrabiania pozycji w literaturze. Prawo pierwszeństwa ma u mnie polska fantastyka, więc szukając czegoś nowego, pani z księgarni (bardzo profesjonalna i o dobrym guście) poleciła mi twórczość pani Anety Jadowskiej.

Tak o to pół roku temu, zakupiłem Złodzieja Dusz. Pierwszą z cyklu powieść o Dorze Wilk, doskonałej pani policjant, przepięknej kobiecie i utalentowanej wiedźmie w jednym. Początek jest w mojej ocenie nudny, w większości skupiający się na życiu w realnym świecie. Czym dalej w las, tym ciekawiej. Historia zaczyna robić się coraz barwniejsza. Mocną stroną książki są postacie, samo pojawienie się przyjaciół Mirona (diabła) oraz Joshua (anioła) powoduje uśmiech na twarzy. Duży nacisk na emocje, poniekąd z powodu pochodzenia wiedźmy jest interesujący, mimo że w większości unikam takich powieści. Fabuła jest wciągająca, logiczna oraz dynamiczna. Pogratulować autorce dobrego poczucia humoru i świetnie wykreowanych postaci.

Będąc pod wrażeniem Złodzieja Dusz, udałem się do ulubionej księgarni, by zakupić pozostałem dwa tomy. Bogowie Muszą Być Szaleni to druga z cyklu powieść o przygodach Dory Wilk. Od samego początku wsiąkłem. Wiedźma musiała stanąć przed nowym wyzwaniem, uratować nie tylko bliskich, ale i całe społeczności przed kaprysem bogów. Brzmi niedorzecznie? Nic bardziej mylnego. Dora odkrywa siebie na nowo, wzbogacona o parę nowych umiejętności postanawia podjąć wyzwanie. Dla mnie najlepsza część cyklu (póki co). Książkę przeczytałem jednym tchem, zalewając swoje ciało gamą uczuć, od rozbawienia poprzez rozrzewnienie kończąc na złości.

Zwycięzca Bierze Wszystko to już trzecia odsłona cyklu. Próba unormowania swojego życia, a pośród niej rozchwiana emocjonalnie wiedźma z bardzo nietypową rodziną. Boże Narodzenie to nie zawsze czas spokoju i rodzinnej atmosfery. Ratująca wszystkich wiedźma, tym razem stanie w obronie własnej. Tak jak Bogowie Muszą Być Szaleni, tak i tą powieść przeczytałem jednym tchem. Mimo że robi mniejsze wrażenie niż poprzednia część, jest naprawdę warta uwagi. Po raz kolejny świetna kreacja czarno-białych postaci. Osobiście byłem zaskoczony niektórymi dobrymi czy złymi. Jako całość, powieść jest spójna i przyjemnie się czyta. Po ukończeniu trzeciego tomu z niecierpliwością czekam na kolejne.

Pani Aneta Jadowska stworzyła naprawdę dobrą literaturę fantastyczną. Czytając, bawiłem się wyśmienicie. Fabryka Słów ma naprawdę nosa do wyszukiwania talentów i niewątpliwie Aneta Jadowska takim talentem jest. Z chęcią pojadę na spotkanie z autorką i postaram się o autograf.

Najnowsza powieść Wszystko Zostaje W Rodzinie ukaże się 14 marca 2014 roku. A więcej informacji o autorce można znaleźć na jej oficjalnym fanpage'u.

środa, 13 listopada 2013

Tost warty dwa wiedźmińskie miecze

Udało mi się skończyć Sezon Burz pana Andrzeja Sapkowskiego. Zadanie nie było to łatwe i to nie ze względu na jakość książki, lecz rozkład zajęć niepotrzebnie wziętych na własne barki. Nie będzie to w żaden sposób recenzja, raczej przemyślenia od strony przeciętnego czytelnika i od strony fana twórczości tegoż pisarza

Czytając nowy twór Sapkowskiego, przypomniałem sobie, za co tak naprawdę pokochałem wiedźmińską sagę. Postacie, a właściwie, to w jaki sposób zostały wykreowane, tętniące życiem miasta, w żaden sposób nie dające odczuć iż są literacką fikcją. Zależności pomiędzy postaciami drugoplanowymi, które odpowiednio zwiększają, bądź zmniejszają tempo przygody. Sezon Burz dotrzymuje pod tym względem kroku poprzedniczkom. Dostajemy świat pełen polityki, intryg, magii, nierówności społecznych, a wisienką na tym torcie jest wiedźmin Geralt wraz ze swoimi problemami czy to natury egzystencjalnej, czy nabytymi przez swój dar popadania w kłopoty.

Książka zaczyna się od uderzenia, białowłosy wiedźmin walczy z potworą, lecz nie wszystko idzie po jego myśli, jedna z przynęt umiera. Mimo że samo wydarzenie nie wpływa na wątek główny, jest miłym wprowadzeniem. Geralt, wbrew swojej woli (jak zwykle z resztą) zostaje wrzucony w wir politycznej rozgrywki. Przed prostym zabójcą potworów ukazuje się świat tak zawiły, iluzoryczny, że łatwo się pogubić.

Andrzej Sapkowski zadaje ważne pytania i sam na nie odpowiada, w postaci przygód umęczonego obrońcy ludzi. Nie raz zostałem zmuszony do refleksji, serce mocniej zabiło. Sama fabuła jest ciekawa w odbiorze, chłonąłem z wielkim pietyzmem. Opisy walk są jak zwykle satysfakcjonujące, opisane fachowym, szermierczym językiem. Wstępy przez rozdziałami są trafnie dobrane, oddające klimat tego, co w danym będzie się działo.

Są rzeczy które mnie denerwują i nie sposób je ominąć. Bodajże dwa razy miałem uczucie, że jakiś wątek został zamknięty zbyt szybko, bardzo na siłę. Postać Jaskra wydawała się inna, bardziej przygłupia (możliwe też że to moje wypaczone zdanie na temat błyskotliwości poety). Mimo świetnych dialogów, które niejednokrotnie wzbudzały we mnie rozmaitą skalę uczuć od rozrzewnienia do złości, zdarzały się dialogi w mojej opinii zbędne (na szczęście, nie były to jakieś istotne dialogi).

Ogólnie rzecz biorąc, Sezon Burz jest kawałem dobrej literatury fantastycznej. Książka powinna się spodobać ludziom lubującym się w sadze, ale także czytelnikom mniej bądź bardziej obeznanym z taką literaturą. Z czystym sumieniem mogę polecić przygody Geralta z Rivii.

sobota, 28 września 2013

Borsuczy Tost z kroplą matczynej miłości

   Instynkt rodzicielski, jeden z najważniejszych oraz najsilniejszych instynktów w naszym życiu. To on podtrzymuje dany gatunek. Zapewne dzięki niemu tak mocno obchodzimy dzień matki.

Witamy w borsuczym świecie, takich słów mi zabrakło gdy pierwszy raz włączyłem grę Shelter. W przypadku tej produkcji, zakup był przemyślany. Świadomy co gra oferuje, wydałem swoje ciężko zarobione 8.99€ i zakupiłem grę poprzez platformę steam. Nie ukrywam że borsuki to jedne z moich ulubionych stworzeń więc moja miłość może być lekko pobudzona. 
Czym jest Shelter? Jest to gra przygodowa, niezależna o rozterkach ww. stworzeń, a dokładnie o matczynych problemach i wyzwaniach. Pani borsuk postanawia przejść z punktu A do punktu B, wraz ze swoim słodkich potomstwem, w ten właśnie sposób przedstawia się zarys fabularny. Na naszej drodze stanie wiele problemów natury rodzicielskiej, takich jak: bezpieczeństwo miotu, wyżywienie czy problemy logistyczne. Graficznie nie reprezentuje się ponad poziom produkcji indie, lecz stylistyka tego świata jest urocza, mam nadzieję że nie będzie to nadużyciem jeśli powiem artystyczna. To co sprawia że kupuję ten świat to oprawa dźwiękowa. Muzyka lasu w ekranie startowym od razu wrzuca nas w klimat produkcji, samo przemierzanie szlaków przy akompaniamencie szumów strumyków, śpiewu ptaków czy szelestu traw potrafi dopieścić nawet wymagające ucho audiofila. Rozgrywka, czyli to, czym ta gra stoi. Mechanicznie wygląda to banalnie, trzy przyciski odpowiadające za: interakcje, sprint i skradanie się. Wystarczy chwilę pograć by przyswoić pewne zachowania. Zdziwiło mnie, jak na dźwięk podniebnego drapieżnika odruchowo zanurkowałem w trawy, by się schować. Wykorzystywanie tej mechaniki, świadomość że najważniejsze jest potomstwo, wygląd świata, są to rzeczy które odkrywają przed nami całą paletę uczuć, które mamy w sobie, robiąc to, co gry robią zdecydowanie za rzadko.
   Produkcja studia Might and Delight z pewnością jest warta uwagi. Niekoniecznie za cenę 8.99€ ale na przecenie czy w bundlu naprawdę warto. Ponadto na stronie gry, znajdziemy książkę "The Circle", która jest idealnym uzupełnieniem pomysłu i oprawy graficznej gry.

 

sobota, 31 sierpnia 2013

Cząsteczka polskości - poprawność.

   Błądzić jest rzeczą ludzką. Każdy bez wyjątku popełnia w życiu błędy, nie uważam tego za coś karygodnego i wartego potępienia, wręcz przeciwnie. Na błędach możemy się uczyć, ulepszać siebie, umacniać charakter, budować swoje, silniejsze ja.
   W naszym umiłowanym państwie, z uporem maniaka "wielcy" rozsiewają wirus poprawności. Na pozór nic złego, bo cóż w tym złego że chcemy być lepsi? Nauczyciel od historii powiedział mi mądrą rzecz: "najgorsze w życiu są postawy skrajne" - zgadzam się z tym. Popadamy obłęd zwany "hiperpoprawnością", zaczyna to dotykać każdego w większym bądź mniejszym stopniu. Wiedziałem że coś takiego w naszym poprawnym państwie funkcjonuje, ale dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie jak bardzo mnie to dotyka. 
W pracy podczas rozmowy, której w tle towarzyszyło radio (nie to jedyne, słuszne), zaczęła lecieć piosenka czarnoskórego wokalisty. Mój towarzysz pracy, który lekko mówiąc nie lubi tej piosenki skwitował to słowami: "nie jestem rasistą, ale nie lubię tej piosenki". Inna sytuacja, człowiek X zelżył człowieka Y, sprawa poszła do sądu, załatwione. Podobna sytuacja tylko że człowiek Y jest pochodzenia żydowskiego (na potrzeby przykładu) i mimo że osoba X nie wspomniała nic o pochodzeniu tej osoby, nie zrobiła żadnej aluzji w tym kierunku, afera, antysemityzm. Powoli porywa na nas spirala absurdu która napędzana jest przez osoby "wielkie". Jeśli ktoś jest bucem, obraża mnie, to nie patrzę na jego pochodzenie, poglądy polityczne czy wiarę, po prostu "daję mu w mordę". I mimo że nie pochwalam rasizmu, denerwuje mnie to dzielenie społeczeństwa, windowanie osób innego pochodzenia na fimamencie racji, aplikowanie nam przesadnego lęku przed popełnieniem faux-pas.


Na koniec podziękowania dla "wielkich" tego kraju za bezpardonowe działania które mają na celu zwichnięcie mojej osobowości.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Cyberpunkowy tost z czerwonym majonezem

   Nigdy w życiu nie pomyślałbym że zacznie brakować mi czasu na cokolwiek. Stało się, poniekąd z własnej głupoty zostałem zawalony lawiną spraw od ciężkich do tych z wagi piórkowej.  

    Z rzeczy które jakoś mnie zajmują to na pewno cyberpunk. Cieszy mnie niezmiernie powrót tej dziedziny fantastyki do łask. Coraz więcej książek, gier w tym klimacie. Setting który jest wart uwagi, łączy rozwój technologiczny i ułatwienia życia z naszymi obawami przed utratą człowieczeństwa, wszędobylstwem połączeń do globalnej sieci oraz możliwość inwigilacji życia prywatnego. Właśnie osobiste obawy przed rozwojem oraz sposobem jego wykorzystania napędzają ten gatunek. Jedni nazywają go głuchym krzykiem pragnienia zachowania człowieczeństwa, drudzy zaś zawołaniem nieuchronności. W dobry sposób pokazuje to fabuła gry "Shadowrun Returns" którą możemy nabyć na platformie steam za 13.99€. Mimo denerwującej opcji zapisu stanu gry, dla większości nudnego gameplayu który w dużej mierze polega na czytaniu co robi dana postać i rozmowie z NPC, polecam dla samej fabuły która jest świetna (jak dla mnie, miłośnika papierowych gier fabularnych). Pewne jest że do tematu cyberpunku wrócę w bardziej obszernym toście, bardziej przypieczonym, z większą ilością dodatków.


   Zachęcam również do świadomego zapisywania się jako dawcy szpiku (świadomego by nie dawać złudnych nadziei dla ludzi którym akurat twój szpik mógłby pomóc), oddawania krwi i rozsądnego zachowania na słońcu, na plażach oraz podczas podróży samochodem. Okres wakacyjny jest jednym z bardziej przykrych pod względem wypadków różnego rodzaju.

Odkopałem jeden z utworów zespołu Siddharta, Słowenia i kapka tamtejszego rocka:



poniedziałek, 24 czerwca 2013

Jak przetrwać ogórkowy lipiec?

   Wakacje, sezon ogórkowy dla wszystkich interesujących się szeroko pojętą kulturą. Czas kiedy czuć ostatnią woń wiosennych premier i z utęsknieniem spoglądamy na horyzont jesiennych produkcji.
   W pierwszy dzień lipca, do naszych rąk trafi powieść Jima Powella "Nie usmażysz omletu nie tłukąc jaj". Opowiada ona o komuniście-ideowcu który nie może odnaleźć się w kapitalistycznym świecie. Dnia trzeciego na półki trafi kryminał spod pióra Bena Lopeza "Negocjator". Poznamy w nim nieznane metody operacyjne i zobaczymy jak wygląda praca specjalnego agenta. Piąty lipca to nie tylko dzień jedności w Zambii, ale to dzień trzech bardzo fajnych premier. Krążek rockowego zespołu Whitesnake - Made in Britain to jedna z trzech atrakcji. Anne Bishop i jej "Głos" zaczarują nas w ciekawie wykreowanym świecie fantastycznym, gdzie każda strona jest namiastką magii. Osobistym faworytem dnia obecnego (jak dla mnie) jest zespół Duchy ze swoją nową płytą o tej samej nazwie. Folkowe rytmy urozmaicą nam te cztery dni, bowiem wtedy Bruce Springsteen z albumem "Rocky Ground" trafi na półki sklepowe. Lilly Hates Roses postanowiło umilić nam końcówkę lipca, wydając swój popowy krążek "Something To Happen" właśnie 23 lipca, świetny prezent imieninowy dla Asi i Krystyny? Luke Haines, naprawdę fajny i specyficzny wokalista rockowy, oddaje w nasze ręce "Rock N Roll Animlas" 29 lipca (premiera europejska). Lipiec zamykają "Grzesznicy z Hollywood" Victorii Fox. Powieść która już jest uznawana za "najgorętszą lekturę lata".

A tutaj utwór Lilly Hates Roses - Youth, sam zespół zaś znajdziecie na facebooku.


niedziela, 23 czerwca 2013

Mistrzowie polskiej sztuki filmowej na YT

   W sumie miałem o tym nie pisać, toż nie jest to jakieś wielkie wydarzenie. Dzisiaj z rana włączyłem sobie jeden z filmów by leciał w tle jak sprawdzałem pocztę i zajmowałem się innymi sprawami.
   Wrzucenie na serwis YouTube odświeżonego cyfrowo dorobku polskiej filmografii okazało się świetnym posunięciem. O tyle widocznym, iż dobrych pomysłów związanych z polskimi produkcjami jest mało. Szansa na zobaczenie najlepszych filmów, możliwości poczucia ducha najlepszych dla filmowej polski lat. W czasach gdzie YT jest tak spopularyzowany, fajny sposób na pokazanie młodym dobrych czasów. Swoją drogą, pewnie nie zainteresują się, z powodu braków spektakularnych wybuchów i zapierających dech pościgów.
   Czy doświadczyliśmy niebywałego aktu altruizmu? Czemu po wojnie z wrzucającymi filmy nadeszła taka zmiana? Filmy dostępne są w jakościach: 144p, 240p, 360p i 480p. Kanał udostępni również jakości 720p i 1080p. YouTube wprowadzi płatne subskrypcje i wybrane kanały według własnej woli będą korzystać z tego bądź nie. Prawdopodobnie właśnie te dwie ostatnie jakości będą dostępne w ramach tej usługi. Kanał dostępny tutaj.
   Abstrahując od motywów które są bardziej znane bądź mniej. Dobrze się stało, że owe produkcje są legalnie dostępne w internecie i że każdy ma do nich dostęp.


środa, 19 czerwca 2013

Utopia absurdu - kraj Polska

   Tym razem w pracy dotknęła mnie swoją delikatną dłonią, jakże urocza pani zwana refleksją. Ukazała się pod postacią naklejki "Jedząc kebaba osiedlasz Araba". W Europie biją na alarm, zwiększa się ilość ludności wyznającej islam. W Polsce jakoś nie zauważyłem wielkiego wzrostu (aczkolwiek jakiś był), może jesteśmy krajem zbyt biednym, nie zachęcającym, nie wiem. Czy mam coś przeciwko sprowadzaniu się do kraju ludności z zagranicy? To zależy od punktu widzenia. Denerwuje mnie jeden fakt, że ludność napływowa próbuje zmieniać kulturę danego państwa. Jadę w gości to nie rozstawiam gospodarzy jak mi się podoba. Jeśli zabijanie (hipotetycznie) jest dozwolone w jakieś kulturze, nie znaczy że wyjeżdżając poza kraj w którym jest taki obyczaj, mogę kogoś zabić. To jest problem społeczeństwa globalnego, zatracamy tożsamość narodową, a skutki tego mogą być nieodwracalne.
   Gdybym znalazł się w sytuacji, że ktoś każe mi krótko scharakteryzować mój rodzimy kraj, zapewne powiedziałbym coś takiego: "Kraj ludzi uwielbiających protestować". Nasza historia to protesty, nasza teraźniejszość to protesty i również te samy protesty przyszłością tego Narodu. Wiele protestów było bzdurnych, ale są też te, które należy potraktować poważnie. Zastanawialiście się czemu tak wiele strajków, protestów wokół nas? To nie dla tego iż ludziom się nudzi czy uwielbiam to robić, lecz w ten sposób pokazują poziom niezadowolenia. Z roku na rok, więcej ich, mnie osobiście to nie dziwi. Z jednej strony Unia Europejska która zasypuje nas stertą bzdurnych ustaw, praw, wymogów; druga zaś należy do Federacji Rosyjskiej, z którą toczy się wojna dosłownie o wszystko (polityczna oczywiście). Po środku niczym to co po kotku nasi politycy (fabryka przepisów potrzebnych zupełnie do niczego). Dlaczego ludzie nic nie zmieniają, chociaż im źle i protestują? Są karmieni bzdurami w które wierzą (bo chcą), straszeni "złą" opozycją, nacierani propagandą sukcesu z olejkiem o zapachu bierności. A wystarczy pomyśleć przed wyborami, spojrzeć dalej, przebić się przez las kiełbas. Poczytać i dowiedzieć się że mamy prawa, że możemy więcej niż nam powiedziano. Co mogę zrobić? Co zechcę, nikt nie zabroni mi działać, udzielać się (abstrahując od rzeczy skrajnych).
   Trzeba mieć własne poglądy, potrafić je obronić, nie patrzyć co powiedzą inni tylko robić swoje.

 

piątek, 31 maja 2013

eObornik

   Uwielbiam życie, kocham to, co może mnie spotkać, zaskoczyć w pozytywny czy negatywny sposób. Przez cały czas ucząc się życia, kawałeczek po kawałeczku.
   Wiele razy wypowiadałem się o moim gnijącym pokoleniu, do którego sam należę i poza ten gnój za wiele nie wyrastam. Często odnoszę się z pogardą do tego właśnie pokolenia i nieraz do samego siebie, kiedy o tym myślę przeglądając się w lustrze.
   Jesteśmy wychowani na kruchym wartościach. Chodziliśmy do szkoły, kończyliśmy ją z różnym skutkiem. Niektórzy poszli na studia, jeszcze mniej dotrwało do ostatniego roku. Każdy z nas miał idee, dla nas silne niczym ceglane mury, w rzeczywistości słomiane płoty. Z każdym dniem dowiaduje się czego o sobie jako człowieku, obywatelu. Czym głębiej w inicjatywy społeczne, akcje, tym zakorzenione we mnie przekonanie o bierności ludzi z mojego rocznika. Są to ludzie z ogromną wiedzą teoretyczną, niestety z brakami w praktyce. Ludzie oczekujący na inicjatywę innych, często niezdolnych do podejmowania samodzielnych decyzji. Bezbronnych na poletku merytorycznych konwersacji, potrafiących tylko sączyć jad w cyberprzestrzeni, uznających tradycje za relikt przeszłości. Gwardia osób które nie mają przynależności narodowej, są to obywatele świata, co niejednokrotnie widać po zróżnicowaniu w ich mowie. Nie czuje się lepszy, wychowany w podobnym świecie, brodzę teraz w takim samym gównie. Tak się zastanawiam jak można to zmienić, czy iskrę wiary którą noszę w sobie można wykorzystać, czy można podniecić ogień w sercach innych ludzi?


poniedziałek, 13 maja 2013

Majowy Tost eSportowy

   Stukanie literek w tym miejscu, czyli moja terapia po męczącym dniu w pracy. Po raz kolejny zamierzam zachłysnąć się wspaniałością internetu i możliwością pisania w nim.
   Plany o systematycznym dodawaniu postów diabli wzięli i to na dobre, idea owa podzieliła los wielu sejmowych ustaw. Tworzyć w tym miejscu to ja lubię, nie zawsze mam czas czy chęci, co nie zmienia faktu że poprawia mi to humor. Z kreatywnych rzeczy to póki co jestem w trakcie książki "Ołowiany Świt" autora pochodzącego z mojego miasta, Michała Gołkowskiego. Nie przepadam za tego typu klimatami, ale bardzo dobrze się czyta i kto wie, może polubię Zone?
   Kreatywnych wydarzeń, zdarzeń i zamierzeń ciąg dalszy. Otworzyliśmy wraz z Karoliną stronę na facebooku. Naszym celem jest promowanie, organizowanie turniejów esportowych w sieci oraz w przyszłości stacjonarnych na ternie Sochaczewa i okolic. Jesteśmy na etapie pierwszego turnieju sieciowego i zbierania oraz formowania społeczności. Jak to wygląda za kulisów? Obecnie oblatuje dostawców internetu przedstawiając im swoją propozycję, dzwonie po halach i miejscach, które w przyszłości mogą być dobrym miejscem na urządzenie turnieju stacjonarnego. Dzwonie w sprawie promocji i reklamy. Karolina zaś doskonale sobie radzi w kontaktach z wydawcami gier, ogarnia nagrody w najbliższym turnieju, sprawuje oko nad społecznością, zajmuje się bracketem i świetnie motywuje do pracy.
   Lecz nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, trzeba o tym pamiętać i być czujnym. Ja z własnego doświadczenia wiem, że znajomi mogą bardzo pomóc w organizacji przedsięwzięcia (Tu specjalne podziękowanie dla Pancura za zapoznanie mnie z Karoliną, wiarę w moje możliwości i ogólnie nie bycie tępym chujem z bólem dupy.), ale zdarza się również że to właśnie znajomi są gotowi podłożyć nogę i utrudnić a wręcz uniemożliwić wykonanie jakiegoś projektu. Czemu? Trzeba takich ludzi zapytać.
   Jeśli nie interesuje Cię granie, ale chcesz pomóc. Czujesz że chcesz pomóc, możesz pomóc, musisz pomóc np. bo ktoś przykłada Ci broń do głowy, to ślij wiadomość na maila 4n1m4t0r91@gmail.com w którym zawrzesz jak chcesz/możesz pomóc
   Link do strony podaje tutaj: SochaczewChallenge zawsze możecie wejść, zobaczyć o co chodzi i co aktualnie się tam dzieje, polubić jeśli podoba się Wam to co robimy, polecić jeśli chcesz mieć wkład w tworzenie sceny esportowej. 
A tu soundtrack z gry która mogła by nosić miano wielkiej.



czwartek, 25 kwietnia 2013

Przed majówkowy tost razowy

   Pozytywny czas nastał dla miłośników słońca, ciepłego powietrza i wielu innych rzeczy wiążących się z okresem przedwakacyjnym. Nic tylko iść przed siebie według jedynej, słusznej myśli.
   Czas nadrobić zaległości, zasiąść w ten własny, zaciszny kąt internetu. Dzieje się więcej, dzieje się mniej, góra, dół, te sprawy. Chociaż moją jakże przepracowaną głowę zaprzątają sprawy różnej wagi. Jest kilka projektów (jak zwykle połowy nie dam rady dokończyć) mogących wypalić, nie będę mówił jakich. Podzielić się zaś mogę faktem iż, Mikołaj o mnie nie zapomniał i zesłał mi bardzo urodziwą panią Elfkę do pomocy, przy jakże wymagającym i nieciepiącym zwłoki zadaniu. Mikołaju, masz pan dobre oko.
   Chciałbym polecić rzeczy parę. Pierwsza z nich to portal w którym ostatnio spędzam sporo czasu. Plwolnosci.pl to jego nazwa. Nie ze wszystkim się zgadzam, chyba nie trafiło się gazecisko czy portalisko które by w 100% odzwierciedlało moje poglądy, no cóż. Warto zajrzeć, poczytać i sprawdzić z czym to się je. Drugi zaś jest Krokodylion Sochaczew miejsce w którym poznałem wielu wspaniałych ludzi.
   Już niebawem weekend majowy, plany, wyjazdy? Ja po prostu marzę o chwili spokoju, czas na poczytanie dobrej książki, odświeżenie pomysłów w głowie, możliwość przemyślenia paru decyzji. Warto ten wolny czas wykorzystać na odpoczynek w końcu tak mało jest okazji na to.
   Polecam wydaną w 2008 roku "Inwazję" z pod pióra Robina Cooka. Świetny thriller medyczny, trzymający w napięciu do samego końca. Jest to historia o wybuchu tajemniczej epidemii, która pustoszy Stany Zjednoczone. Bardzo dobrze zainwestowane 30 złotych.
A na koniec jakże klimatyczny utwór z gry Journey

 

środa, 13 marca 2013

Czar RTLu i nie tylko

   Podczas jednej z wielu konferencji na skype, przypadkiem ktoś podrzucił temat anime. Pierwsze co zawędrowało do głowy to Dragon Ball, który pustoszył podwórka gromadząc dzieci przed telewizorami.
   Za dzieciaka mieliśmy wiele rozrywek. Nie dzieliły nas partie, majątki nie robiły przepaści. O szóstej rano w wakacyjny czas potrafiliśmy się zbierać i iść na basen, czas wspaniałej beztroski. Jedną z rzeczy która nas tak łączyła to kanał RTL 7 i jego blok z anime. Pierwsze z jakim się spotkałem to właśnie Dragon Ball, lecz kanał miał w swoim repertuarze jeszcze inne produkcje. Pojawiały się takie tytuły jak: Dr. Slump, Łowca Dusz (Soul Hunter), Rycerze Zodiaku (Saint Seiya), Magiczni Wojownicy (Slayers), Yaiba - Legendarny Samuraj (Ken'yū Densetsu Yaiba), Wojowniczki z krainy marzeń (Majikku naito reiāsu) oraz Tajemnicze złote miasta (Taiyō no Ko Esuteban). Niektóre z nich znajdziemy na stronie Anime Shinden, którą kiedyś pokazała mi pani Katarzyna, za co po dziś dzień dziękuje.
   Chodząc do szkoły i beztrosko użytkując swój wolny czas, zapoznawałem się z kolejnymi produkcjami anime. Nie uważam się za wielkiego znawce, od paru lat jestem do tyłu w tym świecie, lecz jest kilka tytułów które chciałbym wam przedstawić. Kurokami - zapadło mi mocno w pamięć ze względu na charyzmatyczną bohaterka i dobrze zrobioną fabułę. Canaan - historia kobiety która cierpi na synestezje. Cat Shit One - coś nietypowego, ciekawa koncepcja przedstawienia wojny. Cowboy Bebop - świetny klimat. Full Metal Alchemist - jedna z lepszych historii i najciekawszy morał ze wszystkich anime jakie oglądałem. Hellsing - perełka w kolekcji anime które obejrzałem, gorąco polecam każdemu tą serię. Prócz wymienionych parę tasiemców typu Bleach, Naruto, One Piece itd.
   Odnośnie perełki to jak dla mnie jeden z lepszych openingów w anime.


 

poniedziałek, 4 marca 2013

Życie w chmurze

   Moja systematyczność skończyła się później, niż się spodziewałem. Lenistwo jest tak interesujące, że postanawiam poświęcić mu więcej czasu.
   Zastanawialiście się kiedyś nad czasami w których przyszło nam żyć? Coraz więcej informacji trzymanych jest w chmurze, gdzieś pomiędzy czymś. Prosty przykład, platforma steam, na której nabywamy gry. Nie wiem czy ludzie czytają regulaminy, wątpię. My jako użytkownik konta steam, płacąc za daną produkcje nie kupujemy gry, wypożyczamy ją na czas nieokreślony. Ludzie kupują książki elektroniczne na swoje kindle i inne sprzęty do czytania. Dużo informacji przechowujemy na wirtualnych dyskach. Bankowość internetowa, e-urzędy (które nie zbyt działają w naszym kraju) i wiele innych rzeczy. Czy to jest nasze? Przecież nie mamy tego fizycznie, nie możemy dotknąć, postawić na półce. Czas by zacząć zmieniać prawo o własności? Prócz tych rzeczy, dręczy mnie jeszcze jedno. W życiu codziennym, internet jest już czymś normalnym.Ułatwienia w płatnościach, powszechny dostęp informacji, dostęp do kultury oraz to co wymieniłem parę linijek wyżej. Co będzie jak ta chmura pierdolnie, jak wszystko padnie, nie ważne z jakich powodów. Stracimy coś, za co zapłaciliśmy, a co nigdy nie było nasze. Ile rzeczy zostanie wstrzymane. Przed moimi oczami rysuje się obraz społeczeństwa, które jest zdezorientowane, niezdolne do działań. Swoją drogą, wydajemy pieniądze na wojsko by kraj był bezpieczny, rozumiem i akceptuje. Czy nasz kraj gotowy jest by odeprzeć terroryzm w sieci? Czy nasze państwo jest zabezpieczone w należyty sposób? Internet odgrywa w naszym życiu coraz większą rolę, co każdy, nawet ciężko myślący zauważy. Jak dla mnie w szkołach prócz pierwszej pomocy (której nadal jest za mało), zachowania w czasie wojny, powinno się też wspominać o bezpieczeństwie w sieci. Od zabezpieczania swojego komputera do obrony przez zagrożeniami z ów sieci płynącymi.


wtorek, 19 lutego 2013

Głupotą muru nie przebijesz.

   Wiele absurdalnych rzeczy nas otacza. Piękno i przekleństwo tego kraju, świata właśnie na tym polega. Mimo iż nie jestem zwolennikiem wielkich portali informacyjnych, od czasu do czasu, w wyniku nudy zaglądam na te twory. Swoją drogą, dziennikarze internetowi sporo różnią się od tych z gazet, przeważnie mniej poprawną polszczyzną. Nie wszyscy i nie zawsze, bo w gazetach też się zdarzają tacy "gramatykosceptycy".
   Spędzając jakże cenny czas na jednej z platform informacyjnych, można natknąć się na jakże fascynujące informacje. Czy wiesz jak odżywia się twój pies? W tym sezonie modny kolor pistacjowy! Skandal na salonach, dwie identyczne sukienki. Pośród stosu "jakże ważnych" dla ludzkości informacji znalazłem swój graal, perłę, znicz (Harry Potter). Jak dla mnie, informacja dnia, tygodnia, miesiąca. Posłowie chcą obudować murem sejm, boją się ewentualnych ataków terrorystycznych. Takie informacje czytam zawsze trzykrotnie. Pierwszy raz się o niej dowiaduje, drugi raz weryfikuje, trzeci raz czytam bo wiary nie daje.
   Swoją drogą, czy ma to związek z niedoszłym zamachowcom, czy po prostu posłowie zaczynają się czegoś obawiać. Z pomocą, zawsze przyjdzie worek z ludowymi mądrościami. Pierwsza wylosowana "Na złodzieju czapka gore", jakże trafne. Czwarte z kolei "Polityka ulegnie zmianie dopiero wówczas, gdy mądrość będzie rozprzestrzeniać się równie łatwo jak głupota" - Winston Churchill (ludowe mądrości były zbyt dalekie od tematu albo zbyt wulgarne by wstawić).
   Przeraża mnie to odgradzanie się od społeczeństwa. Czy to ma być próba pokazania gdzie są państwo a gdzie plebs? Nauczyłem się jednego żyjąc w tym jakże najpiękniejszym z pięknych państw. Jeśli polityk wymyślił coś głupiego i mówi że to zrobi - nie lekceważ go. Co do samego muru, są już miejsca które są owym odgrodzone, noszą jakże piękną nazwę "zakłady karne", może czas by tam odbywały się debaty? Fascynujący jest ten strach (przed społeczeństwem), czyżby oczy się otworzyły i ujrzały miliony niezadowolonych twarzy?
   Wierze w ludzi (chociaż czasem ta wiara maleje), mam nadzieję że mur ten, jest ino metaforą, że nie zostanie z naszych pieniędzy sfinansowana kolejna głupota. Chce wierzyć.

 

niedziela, 17 lutego 2013

Bo mówic każdy potrafi

   Czasami mamy rozmowę, którą zapamiętujemy na długie lata. U mnie było wiele takich, wiele pamiętnych, ale jedną pamiętam doskonale. Wszystko działo się na najpopularniejszym placu w Sochaczewie. Dosiadł się mężczyzna w wieku mojego ojca, który próbował mnie zachęcić do głosowania na jego kandydata na prezydenta. Na pytanie dlaczego akurat ten a nie inny człowiek powiedział mi coś fajnego, "w życiu trzeba opowiedzieć się po jakieś stronie". Obcy człowiek z innego miasta, a rozmawiało się lepiej niż z dobrym znajomym. Dobre dwie godziny rozmowy o czymś, na temat. Nauczyłem się czegoś od tej osoby, ona zaś od mojej osoby. Takich ludzi spotykam przez przypadek, ale uwielbiam jak to się dzieje.
   Wracając do samej rozmowy. Znając życie powtarzam się, no cóż, możliwe. Trudno nazwać rozmową wydawanie dźwięków poprzez dwie osoby, a do tego sprowadza się coraz więcej dialogów. Społeczeństwo traci zdolność konwersacji, większość rozmów do niczego nie prowadzi, nic do życia nie wnosi. Brak zdolności argumentacji własnych wyborów, obrony poglądów. Język ubożeje. Nie uważam się za humanistę, ani za wybitnego w tej dziedzinie, ale trochę boli mnie ten fakt. Zastanawiam się, za sprawą czego tak się dzieje. Czy to dla tego że w Polsce coraz rzadziej czyta się książki, czy robi to z nami internet? Jeśli gadamy o czymś zupełnie nie ważnym, nie potrzebnym, o czymś co nic nie wnosi do życia, nie marnujemy czasu? Sam widzę po swoim pokoleniu, coraz trudniej o rozmowę która choć na chwilkę poruszy szare komórki. Łatwiej po iść po najmniejszej linii oporu.
   Uciekając od tematu rozmów, kolejny znajomy dołączył do tzw. blogosfery. Cieszy mnie to, zawsze będzie co poczytać. Zapraszam na krótką relację z Meksyku.

 

niedziela, 10 lutego 2013

Szpitalne rozmyślania

   Zastanawialiście się kiedyś, jak wiele ludzie są gotów poświęcić żeby być zdrowym? Wczorajsza pięciogodzinna wizyta z ojcem w szpitalu sprzyjała takim rozmyślaniom. Gdyby nie moja wspaniała kobieta, oszalałbym tam.
    Przygoda zaczęła się od przychodni, szczęście sprzyjało, nikogo przed nami. Myśli ruszyły, popłynęły niczym wartki, górski strumień. Na ile różni się podejście do pacjenta kiedy ma on wybór jaką przychodnie wybrać, a kiedy nie ma. Ojciec po dłuższym czasie opuścił gabinet, nie narzekał. Chociaż wiem, że nie jest typem człowieka który nigdy narzeka, więc nic nie dało się wywnioskować. Badania były szczegółowe, na wyniki czekaliśmy tylko pół godziny. Dostał skierowanie na Sochaczewski Oddział Ratunkowy.
   Stacja druga, SOR. Problemy na rejestracji były czymś nieuniknionym. Oczywiście kobieta pomyliła moje nazwisko i zgodnie z przewidywaniami nawet nie przeprosiła. Idzie sie do tego przyzwyczaić, co nie zmienia faktu, że za każdym razem to męczy i denerwuje człowieka. Problemy zaczęły się z opisywaniem, kiedy dane badanie zostało zrobione. Dobre dziesięć minut, zajęła nam prosta chronologia badań. Ja wiem że dużo pracy, rozumiem że można być zmęczonym, lecz czy tak trudno nie przerywać jak ktoś tłumaczy?
   Bliźniacze kroplówki, jedna i druga w kolejce spływała ku tacie. Pielęgniarki i ratownicy byli naprawdę mili. Rozumieli że ludzie w poczekalni siedzieli jak na szpilkach. Nawet jak ktoś był nie miły, grzecznie odpowiadali i tłumaczyli. Swoją drogą, opowieści z poczekalni SORu, idealny temat na książkę, nawet fantastyczną. Co trzecia osoba jest lekarzem medycyny stosowanej z każdą możliwą specjalizacją świata. Najbardziej zaskakujące, jak dla mnie, były tematy i ton rozmów. O chorym się nie wspominało, rozmowy były raczej radosne. Mam nadzieje że był to mechanizm obrony przeciw smutkom.
   Rozumiem idee prywatyzowania szpitali, może i skróciło by to czas oczekiwania na badania. Niestety wiem jak by to wyglądało w Polsce. Może by to wyszło na zdrowie, lecz na pewno nie pacjentom. Co do lekarzy, jakby ktoś miał wątpliwości. Wszyscy ciężko pracowali, nie było czasu na odpoczynek i naprawdę należy się szacunek za to, im jak i całemu personelowi. Ważne jest pozytywne myślenie, to naprawdę pomaga i leczy wiele dolegliwości. 

niedziela, 3 lutego 2013

Imiona i Nazwiska

   Imiona i Nazwiska, czyli jedna z niezbędnych rzeczy do funkcjonowania w społeczeństwie. Dla jednych błogosławieństwo, innych zaś przekleństwo. Odkąd pamiętam borykam się z dwoma problemami w tej sferze. Cofnijmy się do momentu po narodzinach, kiedy to rodzice muszą podjąć ważną decyzje i nazwać swojego potomka. Pierwotnie, miałem nazywać się Piotruś, lecz dzięki waleczności i stanowczości mojej siostry (dziękuje jej za to), mam na imię tak jak mam. Niestety, klątwa tego imienia snuje się za mną przez całe dotychczasowe życie, nie wygląda również na to, by coś się zmieniło w tej kwestii. Często mylą moje imię z Piotrem, w pracy, w urzędach, na pierwszych spotkaniach, a nawet spotkaniach bliżej towarzyskich. Podąża to za mną niczym cień.
   Zostając w temacie imion, mam nadzieję że nikogo nie urażę tym co powiem, w sumie nie widzę powodu by się obrażać. Taki mały apel do przyszłych rodziców, zanim nadacie imię swojemu dziecku, zdobądźcie się na chwile refleksji. Zastanówcie się czy imię które nadajecie nie będzie utrudniało mu życia. Chwilowy kaprys, moda, czy inne zło potrafi utrudnić życie i to dość skutecznie. W języku ojczystym mamy mnogość pięknych imion. Jeśli chcemy zapożyczyć jakieś z języka obcego, bądź użyczyć już zapożyczonego to pamiętajmy o jednym. Takie imię jak np. Angelika ma swoją spolszczoną wersję Andżelika.
   Kolejną ważną rzeczą, jest nazwisko. Nie będę mówił tu, o zmianie nazwiska jak się nam nie podoba. Kolejna historia z mojego życia, która również w dużej mierze dotyczyła mojej siostry. Głównie w urzędach, prawie przy każdym okienku, w prawie każdym urzędzie mylono moje nazwisko. Przekręcane było na przeróżne sposoby, osobiście najbardziej denerwujący i według mnie najbrzydszy sposób to "Raczkowski", ale zdarzało się również kastrowanie nazwiska z końcówki -ski, co niezmiennie doprowadzało mnie do szału (mocno jestem przywiązany do mojego -ski). Mało który urzędnik przeprosił za pomyłkę. Jeśli coś takiego zdarzy się nam, w rozmowie przekręcimy nazwisko (z różnych powodów), nie udawajmy że nic się nie stało (nie módlmy się o to że rozmówca z którym prowadzimy konwersację nie usłyszał tego). Grzecznie przeprośmy i powiedzmy z jakiego powodu się pomyliliśmy (znajomy o podobnym nazwisku, niedosłyszenie itp.), szanujmy siebie wzajemnie. Jedni nie przywiązują uwagi do takich pomyłek, inni są drażliwi na tym punkcie.


 

czwartek, 24 stycznia 2013

Premiéra - laden 2013

   Nowy rok prócz podwyżek cen przyniósł również kilka ciekawych premier muzycznych. Nowości na styczeń prezentują się następująco.
   Na 28 stycznia roku bieżącego, planowana jest premiera płyty T.I. o wiele mówiącej nazwie "Trouble Man: Heavy Is The Head". Hip-hopowy krążek od artysty z Atlanty na którym zamieszczone jest 16 utworów kosztować nas będzie 10.99€ (cena z iTunes). Nie słucham HH, ale ta płyta ma coś, co przyciąga uwagę, szczególnie "The Introduction"


    Dla miłośników muzyki klasycznej, też coś się znajdzie w tym miesiącu. Premiera płyty "Passione" doskonale znanego artysty jakim jest Andrea Bocelli zaplanowana jest na 29 stycznia bieżącego roku. Płyta do kupienia na iTunes za cenę 12.99€, a poniżej minutowa zajawka z utworu "Corcovado".

 

   Dotarliśmy do rodzaju muzyki, który lubię najbardziej. Prosto z Węgier Hungarica z płytą "Test és vér". Rockowy krążek z wypalonymi 10 kawałkami oraz 2 bonusowymi utworami. Zespołu wcześniej nie znałem, żałuję. Premiera w Europie odbyła się 3 grudnia 2012 roku, do nas trafi już w tym miesiącu. Szczególną uwagę zwróciłem na utwór "Polak, Węgier" który traktuje o przyjaźni dwóch narodów. Jest to pierwszy z utworów bonusowych na płycie.

 
   
   Na sam koniec coś z rodzimego pola. Joanna Vorbrodt z płytą "Nie Ma Przypadków". Kawał dobrego, kobiecego głosu w naprawdę ciekawych piosenkach, z czystym sumieniem, właśnie tak określiłbym tę płytę. Zapewne doskonale znana wszystkim słuchaczom Programu III Polskiego Radia, chociażby z takich utworów jak "Obudź się. Warszawa" czy "Pomyśl o mnie czasem". Już 4 lutego, a po więcej informacji zapraszam na stronę autora. A dla nie przekonanych, "Znaki"
  

czwartek, 17 stycznia 2013

Návrat

   Jakże miło wrócić w to miejsce, szczególnie po dłuższym rozstaniu. Nie pojawiałem się, gdyż nie miałem co napisać, a nie chciałem produkować kolejnych zapychających tostów. Z nowym rokiem, przeszedłem remont duszy, coś się zmieniło, coś pozostało po staremu. Wraz z nowym wyglądem bloga, mam nadzieje wnieść powiew świeżości w tostach, które ostatnio stały się strasznie monotematyczne. Będzie mędrkowanie, to się z pewnością nie zmieni, nie zmienia się natura człowieka. W sprawach formalnych, mam nadzieję że uda mi się spłodzić jeden chrupiący chlebek w tygodniu, prawdopodobnie będzie to sobota.


   W moim mieście, powolnymi krokami zbliżają się wybory samorządowe. W powietrzu jeszcze nie da się wyczuć tego charakterystycznego zapaszku, ale jestem świadomy jego nadejścia w odpowiednim czasie. Moje zdanie na temat polityki się nie zmieniło, w obecnym stanie jest to bagno. Inną sprawą jest to, że ktoś w tym babrać się musi, by inny ktoś czyste ręce mógł mieć. Nadal jestem zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych, wciąż gorąco kibicuje Pawłowi Kukizowi oraz całej akcji zmieleni.pl (odnośnik po lewej). O polityce można mędrkować godzinami, zadawać sobie pytania w stylu: "Co się dzieje ze strzępami flagi, szarpanej w rękach patriotów?". Dnia 16 stycznia moje życie pod względem politycznym się zmieniło, na lepsze, na gorsze, sam nie wiem. Człowiek dowiaduje się rzeczy o których nie chciał słyszeć, słyszy to co chciał usłyszeć. Ideały upadają, rosną w te miejsce nowe drzewa poprawności politycznej. Ważne by w tym ciemnym lesie, znaleźć oświetloną polankę, by móc zasadzić moralność.
   W grudniu założył bloga mój kolega z portalu społecznościowego. Jego blog jest warty uwagi i mówię to z czystym sumieniem. Często, jego wpisy z portalu społecznościowego przyćmiewały artykuły publicystyczne z gazet opiniotwórczych, pod względem treści jak i formy. Odnośnik do jego szuflady na myśli znajdziecie tutaj, oraz w odpowiedniej kategorii na panelu z lewej strony.
   Specjalnie podziękowania dla Angeliki Cierlickiej za pokazanie mi twórczości Jaromira Nohavicki, jeszcze raz bardzo dziękuje.