środa, 14 września 2016

Ordynarny rzyg wrześniowy

Rzadko zdarza mi się być czymś tak bardzo wkurzony, jak to się dzieje od paru dni. Spotyka mnie mnóstwo szczęścia ostatnimi czasami: nowa redakcja ze wspaniałymi ludźmi, projekty idą do przodu, coraz więcej osób chce grać w gry fabularne. Zamiast się tym wszystkim cieszyć, nie robię nic innego, tylko chodzę w stanie ciągłego wkurwienia. Nie ukrywam że ten tekst jest dla mnie, by upuścić nieco zatęchłego powietrza, które napompowało gówniany balon. 

Od kilku dni głównym tematem w mediach jest "afera reprywatyzacyjna", która idealnie wpasuje się w potok gównianego mainstreamu zalewającego nas z naszych telewizorów. W połączeniu ze sporami o trybunał konstytucyjny urodziła się nam nasza, polska Mississippi. Jestem wręcz przekonany że spór o TH większość obywateli ma w dupie. Dla obywatela to nie znaczy zupełnie nic, aparat państwowy nie słynie z działania na korzyść obywatela (pracodawcy jakby ktoś zapomniał). Tutaj ciśnienie mi się podnosi, ale jestem w stanie to wytrzymać, przynajmniej do momentu obrad parlamentu europejskiego. Jest pewna urocza tendencja w UE do pouczania wszystkich na prawo i lewo, samemu nie stosując się do swoich słów. Słucham tych urzędników i po prostu mam dosyć. Przez ostatnie kilka miesięcy słowo demokracja zostało tak zeszmacone jak przez ostatnie 4 lata słowo patriotyzm. Niemiłosiernie wkurwia mnie zwrot "walka o demokracje". W tym całym konflikcie o TK ani jednej, ani drugiej stronie nie chodzi o demokracje. Nie mówiąc o tym że każda partia na terenie całej, wspólnej Europy inaczej rozumie to słowo. 

Debata publiczna w Polsce nie istnieje. Obecnie mamy objazdowy ring bokserski, na którym to wachlują się przeciwnicy polityczni, ale w taki sposób by nie zrobić przeciwnikowi krzywdy. Zamiast karocy z białymi rumakami, w której to dystyngowani przedstawiciele narodu przybywają do zamku na obrady, mamy obleśną elitę polityczną, odzianą w dresy z barwami swojej partii, a zamek wymieniliśmy na hotel przy drodze. Rządzą nami ludzie, którzy nie potrafią dobrze się wysławiać w swoim języku ojczystym. Często mówi się o wymianie elit politycznych. Obecnie to wygląda na zasadzie "w jakich kolorach chcesz kij którym będę Cię bił". Czemu chcemy nowych elit, które będą nam mówiły co mamy myśleć, a nie chcemy elit które będą nas zachęcać do samodzielnego myślenia. 

W tym wszystkim najgorsza jest bezradność obywatela. To się nie zmieni wraz ze zmianą partii, to może się zmienić wraz ze zmianą elit. A kto ma wybierać te elity? No właśnie...