wtorek, 19 lutego 2013

Głupotą muru nie przebijesz.

   Wiele absurdalnych rzeczy nas otacza. Piękno i przekleństwo tego kraju, świata właśnie na tym polega. Mimo iż nie jestem zwolennikiem wielkich portali informacyjnych, od czasu do czasu, w wyniku nudy zaglądam na te twory. Swoją drogą, dziennikarze internetowi sporo różnią się od tych z gazet, przeważnie mniej poprawną polszczyzną. Nie wszyscy i nie zawsze, bo w gazetach też się zdarzają tacy "gramatykosceptycy".
   Spędzając jakże cenny czas na jednej z platform informacyjnych, można natknąć się na jakże fascynujące informacje. Czy wiesz jak odżywia się twój pies? W tym sezonie modny kolor pistacjowy! Skandal na salonach, dwie identyczne sukienki. Pośród stosu "jakże ważnych" dla ludzkości informacji znalazłem swój graal, perłę, znicz (Harry Potter). Jak dla mnie, informacja dnia, tygodnia, miesiąca. Posłowie chcą obudować murem sejm, boją się ewentualnych ataków terrorystycznych. Takie informacje czytam zawsze trzykrotnie. Pierwszy raz się o niej dowiaduje, drugi raz weryfikuje, trzeci raz czytam bo wiary nie daje.
   Swoją drogą, czy ma to związek z niedoszłym zamachowcom, czy po prostu posłowie zaczynają się czegoś obawiać. Z pomocą, zawsze przyjdzie worek z ludowymi mądrościami. Pierwsza wylosowana "Na złodzieju czapka gore", jakże trafne. Czwarte z kolei "Polityka ulegnie zmianie dopiero wówczas, gdy mądrość będzie rozprzestrzeniać się równie łatwo jak głupota" - Winston Churchill (ludowe mądrości były zbyt dalekie od tematu albo zbyt wulgarne by wstawić).
   Przeraża mnie to odgradzanie się od społeczeństwa. Czy to ma być próba pokazania gdzie są państwo a gdzie plebs? Nauczyłem się jednego żyjąc w tym jakże najpiękniejszym z pięknych państw. Jeśli polityk wymyślił coś głupiego i mówi że to zrobi - nie lekceważ go. Co do samego muru, są już miejsca które są owym odgrodzone, noszą jakże piękną nazwę "zakłady karne", może czas by tam odbywały się debaty? Fascynujący jest ten strach (przed społeczeństwem), czyżby oczy się otworzyły i ujrzały miliony niezadowolonych twarzy?
   Wierze w ludzi (chociaż czasem ta wiara maleje), mam nadzieję że mur ten, jest ino metaforą, że nie zostanie z naszych pieniędzy sfinansowana kolejna głupota. Chce wierzyć.

 

niedziela, 17 lutego 2013

Bo mówic każdy potrafi

   Czasami mamy rozmowę, którą zapamiętujemy na długie lata. U mnie było wiele takich, wiele pamiętnych, ale jedną pamiętam doskonale. Wszystko działo się na najpopularniejszym placu w Sochaczewie. Dosiadł się mężczyzna w wieku mojego ojca, który próbował mnie zachęcić do głosowania na jego kandydata na prezydenta. Na pytanie dlaczego akurat ten a nie inny człowiek powiedział mi coś fajnego, "w życiu trzeba opowiedzieć się po jakieś stronie". Obcy człowiek z innego miasta, a rozmawiało się lepiej niż z dobrym znajomym. Dobre dwie godziny rozmowy o czymś, na temat. Nauczyłem się czegoś od tej osoby, ona zaś od mojej osoby. Takich ludzi spotykam przez przypadek, ale uwielbiam jak to się dzieje.
   Wracając do samej rozmowy. Znając życie powtarzam się, no cóż, możliwe. Trudno nazwać rozmową wydawanie dźwięków poprzez dwie osoby, a do tego sprowadza się coraz więcej dialogów. Społeczeństwo traci zdolność konwersacji, większość rozmów do niczego nie prowadzi, nic do życia nie wnosi. Brak zdolności argumentacji własnych wyborów, obrony poglądów. Język ubożeje. Nie uważam się za humanistę, ani za wybitnego w tej dziedzinie, ale trochę boli mnie ten fakt. Zastanawiam się, za sprawą czego tak się dzieje. Czy to dla tego że w Polsce coraz rzadziej czyta się książki, czy robi to z nami internet? Jeśli gadamy o czymś zupełnie nie ważnym, nie potrzebnym, o czymś co nic nie wnosi do życia, nie marnujemy czasu? Sam widzę po swoim pokoleniu, coraz trudniej o rozmowę która choć na chwilkę poruszy szare komórki. Łatwiej po iść po najmniejszej linii oporu.
   Uciekając od tematu rozmów, kolejny znajomy dołączył do tzw. blogosfery. Cieszy mnie to, zawsze będzie co poczytać. Zapraszam na krótką relację z Meksyku.

 

niedziela, 10 lutego 2013

Szpitalne rozmyślania

   Zastanawialiście się kiedyś, jak wiele ludzie są gotów poświęcić żeby być zdrowym? Wczorajsza pięciogodzinna wizyta z ojcem w szpitalu sprzyjała takim rozmyślaniom. Gdyby nie moja wspaniała kobieta, oszalałbym tam.
    Przygoda zaczęła się od przychodni, szczęście sprzyjało, nikogo przed nami. Myśli ruszyły, popłynęły niczym wartki, górski strumień. Na ile różni się podejście do pacjenta kiedy ma on wybór jaką przychodnie wybrać, a kiedy nie ma. Ojciec po dłuższym czasie opuścił gabinet, nie narzekał. Chociaż wiem, że nie jest typem człowieka który nigdy narzeka, więc nic nie dało się wywnioskować. Badania były szczegółowe, na wyniki czekaliśmy tylko pół godziny. Dostał skierowanie na Sochaczewski Oddział Ratunkowy.
   Stacja druga, SOR. Problemy na rejestracji były czymś nieuniknionym. Oczywiście kobieta pomyliła moje nazwisko i zgodnie z przewidywaniami nawet nie przeprosiła. Idzie sie do tego przyzwyczaić, co nie zmienia faktu, że za każdym razem to męczy i denerwuje człowieka. Problemy zaczęły się z opisywaniem, kiedy dane badanie zostało zrobione. Dobre dziesięć minut, zajęła nam prosta chronologia badań. Ja wiem że dużo pracy, rozumiem że można być zmęczonym, lecz czy tak trudno nie przerywać jak ktoś tłumaczy?
   Bliźniacze kroplówki, jedna i druga w kolejce spływała ku tacie. Pielęgniarki i ratownicy byli naprawdę mili. Rozumieli że ludzie w poczekalni siedzieli jak na szpilkach. Nawet jak ktoś był nie miły, grzecznie odpowiadali i tłumaczyli. Swoją drogą, opowieści z poczekalni SORu, idealny temat na książkę, nawet fantastyczną. Co trzecia osoba jest lekarzem medycyny stosowanej z każdą możliwą specjalizacją świata. Najbardziej zaskakujące, jak dla mnie, były tematy i ton rozmów. O chorym się nie wspominało, rozmowy były raczej radosne. Mam nadzieje że był to mechanizm obrony przeciw smutkom.
   Rozumiem idee prywatyzowania szpitali, może i skróciło by to czas oczekiwania na badania. Niestety wiem jak by to wyglądało w Polsce. Może by to wyszło na zdrowie, lecz na pewno nie pacjentom. Co do lekarzy, jakby ktoś miał wątpliwości. Wszyscy ciężko pracowali, nie było czasu na odpoczynek i naprawdę należy się szacunek za to, im jak i całemu personelowi. Ważne jest pozytywne myślenie, to naprawdę pomaga i leczy wiele dolegliwości. 

niedziela, 3 lutego 2013

Imiona i Nazwiska

   Imiona i Nazwiska, czyli jedna z niezbędnych rzeczy do funkcjonowania w społeczeństwie. Dla jednych błogosławieństwo, innych zaś przekleństwo. Odkąd pamiętam borykam się z dwoma problemami w tej sferze. Cofnijmy się do momentu po narodzinach, kiedy to rodzice muszą podjąć ważną decyzje i nazwać swojego potomka. Pierwotnie, miałem nazywać się Piotruś, lecz dzięki waleczności i stanowczości mojej siostry (dziękuje jej za to), mam na imię tak jak mam. Niestety, klątwa tego imienia snuje się za mną przez całe dotychczasowe życie, nie wygląda również na to, by coś się zmieniło w tej kwestii. Często mylą moje imię z Piotrem, w pracy, w urzędach, na pierwszych spotkaniach, a nawet spotkaniach bliżej towarzyskich. Podąża to za mną niczym cień.
   Zostając w temacie imion, mam nadzieję że nikogo nie urażę tym co powiem, w sumie nie widzę powodu by się obrażać. Taki mały apel do przyszłych rodziców, zanim nadacie imię swojemu dziecku, zdobądźcie się na chwile refleksji. Zastanówcie się czy imię które nadajecie nie będzie utrudniało mu życia. Chwilowy kaprys, moda, czy inne zło potrafi utrudnić życie i to dość skutecznie. W języku ojczystym mamy mnogość pięknych imion. Jeśli chcemy zapożyczyć jakieś z języka obcego, bądź użyczyć już zapożyczonego to pamiętajmy o jednym. Takie imię jak np. Angelika ma swoją spolszczoną wersję Andżelika.
   Kolejną ważną rzeczą, jest nazwisko. Nie będę mówił tu, o zmianie nazwiska jak się nam nie podoba. Kolejna historia z mojego życia, która również w dużej mierze dotyczyła mojej siostry. Głównie w urzędach, prawie przy każdym okienku, w prawie każdym urzędzie mylono moje nazwisko. Przekręcane było na przeróżne sposoby, osobiście najbardziej denerwujący i według mnie najbrzydszy sposób to "Raczkowski", ale zdarzało się również kastrowanie nazwiska z końcówki -ski, co niezmiennie doprowadzało mnie do szału (mocno jestem przywiązany do mojego -ski). Mało który urzędnik przeprosił za pomyłkę. Jeśli coś takiego zdarzy się nam, w rozmowie przekręcimy nazwisko (z różnych powodów), nie udawajmy że nic się nie stało (nie módlmy się o to że rozmówca z którym prowadzimy konwersację nie usłyszał tego). Grzecznie przeprośmy i powiedzmy z jakiego powodu się pomyliliśmy (znajomy o podobnym nazwisku, niedosłyszenie itp.), szanujmy siebie wzajemnie. Jedni nie przywiązują uwagi do takich pomyłek, inni są drażliwi na tym punkcie.