czwartek, 8 marca 2012

Droga sochaczewska

   Dzisiaj troszkę nietypowo. Z okazji że była znośna pogoda postanowiłem zabrać laptopa i napisać notkę w terenie. Co i rusz zatrzymywałem się i pisałem. Efekt mojego tblogingu macie pod spodem.
   Stacja pierwsza: On postanawia wyruszyć na wędrówkę, zmierzyć się z wyrokiem życia w tym kraju, pośród tych ludzi.
   Stacja druga: przywdział zimową kurtkę, potężne, dobrze trzymające ciepło buty. Przez ramię przerzucił pasek od torby w której mieszkał Jego najlepszy elektroniczny przyjaciel. Przed samym wyjściem zalany gradem pytań typu: po co, gdzie, jak.
   Stacja trzecia: posterunek policji. Tutaj Jego chwyciła refleksja po raz pierwszy. Stał pośród ludzi mu obojętnych. Nie znał ich, a mimo to byli jego wrogami. Zapatrzony w budynek zastanawiał się. Czy jestem bezpieczny? Czy żyje w kraju które gwarantuje mi wolność, nienaruszalność przestrzeni osobistej? Czy jest mi dobrze z takim stanem rzeczy?
   Stacja czwarta: podczas podróży napotkał na dobrego znajomego. Nie podeszli do siebie, nie przekazali sobie gestu. Bezpośrednie spojrzenie w oczy, te same półmartwe oczy które codziennie oglądają gnijący świat.
   Stacja piąta: przystanek. Miejsce w którym On uświadamia sobie że nie jest jedynym. Dociera do jego świadomości że miliony osób czują i uważają tak samo. Są wspólnie samotni poglądowo.
   Stacja szósta: uśmiech przypadkowej kobiety na widok tego co robi. Jeden mały gest był potrzebny by nabrał sił i ponownie uwierzył w cel swojej wędrówki.
   Stacja siódma: siedziba zakładu ubezpieczeń społecznych. Refleksja dopadła Jego drugi raz. Oczyma wyobraźni spojrzał na budynek, wielki szklany wieżowiec. Dookoła niego piękne budynki, a na ulicach piękni, młodzi ludzie. On sam zaś stary, w szatach obdartych. Stoi na ulicy i żebrze, tyle mu pozostało. Tyle z godności, honoru z całego życia. Zadaje pytania: gdzie wtedy byłem, dlaczego nic nie zrobiłem? Dlaczego na to wszystko zezwoliłem?
   Stacja ósma: czarni ludzi pod zakładem pogrzebowym. Stanął na chwilę, złapał oddech. Tragedia - to słowo zaprzątało mu umysł. Gdyby mógł coś zmienić. Z naturą nie wygrasz, nawet jak ją oszukasz. Lekki uśmiech by dodać otuchy żałobnikom. Czy coś to pomogło? Nie.
   Stacja dziewiąta: szkoła. On po raz trzeci rozmyśla. Zapatrzony nie tyle w budynek, ale w instytucje szkoły. Widząc siebie jako małego chłopca szalejącego na korytarzu szkolnym. Decyzje jakie podejmuje są nie ważne, nic nie jest ważne. Nauczyciel podejmuje decyzje, decyzje które nie mają na nic wpływu. Dyrektor decyduje, decyduje o niczym. Miałem i mam prawo do nauki - nie korzystałem, nie rozumiem jakie. Czemu to wszystko takie ciężkie?
   Stacja dziesiąta: powracają bolesne wspomnienia Jego, mroczne wizje przyszłości. Stojący na pograniczu bezczynności a niemożności podjęcia decyzji. Stacza się w czeluść piekielną, Jego prywatne piekło.
   Stacja jedenasta: wyobrażenie ostatniej z wszystkich chwil. Czy istnieje piekło - niebo, czy to po prostu koniec. O czym pomyśle, co zrobię, czy warto coś planować? 
   Stacja dwunasta: cmentarz. Miejsce do którego wszyscy trafiają, nawet On. Od wejścia uderzający spokój, powaga. Promieniująca z nagrobków mądrość spływa na Niego. Zamyka oczy i widzi czerń.
   Stacja trzynasta: postój w parku. Dywagacje nad kruchością życia. Próba wartościowania spraw. Wgląd w cele i marzenia oraz sporządzenie nowej listy.
   Stacja czternasta: most nad rzeką Bzurą. On ma wątpliwości w możliwość podjęcia jakiegokolwiek działania. Myśli niczym rzeka w nieustającym ruchu płynąca w odmęty zapomnienia. Najtrudniejsza stacja drogi.
   Stacja piętnasta: szpital w Sochaczewie. Stanął przed ogromnym budynkiem sochaczewskiego szpitala. Wiedział że od tego miejsca zaczął kroczyć, że tutaj mogło się nic nie zacząć. Widział ten szpital niczym drzewo chroniące ludzi przed upałem. On ponownie nabiera wiary, bez wahania wybiera drogę powrotną do domu. Wybrał drogę bezpośrednią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz